DWA SZTANDARY, rekolekcje ignacjańskie, 2007 rok

 

Wprowadzenie do medytacji „Dwa sztandary” ( II tydzień ćwiczeń duchownych według Ignacego Loyoli):

CEL MEDYTACJI: sprawdzić czy sposób rozpoznawania Jezusa jest prawdziwy

WPROWADZENIE

Medytację poprzedza modlitwa o czystość intencji podczas medytacji. Potem „wchodzimy” w obraz.

Obraz.

Na polu znajdują się dwie armie, pierwsza Jezusowa, druga szatana. Pod jednym sztandarem stoi Jezus, pod drugim diabeł.

Mamy sobie wyobrazić jak Chrystus wzywa i chce mieć wszystkich pod swoim sztandarem, a szatan pod swoim. Wyobrazić sobie miejsce, jakbym tam była.

Ten obraz składa się z dwóch części.

3. Prośba, abyśmy poznali podstępy Lucyfera i mogli się ich ustrzec.

„Poznanie podstępów złego ducha nie jest łatwe, bo on robi wszystko, by nas wprowadzić w błąd ( zwykle jest dokładnie na odwrót, niż się wydaje).

Nie wystarczy jednak poznać te podstępy. Można je znać i jednocześnie im ulegać. Dlatego prośmy o pomoc o ustrzeżenie się przed nimi.”

4. Prośba o łaskę poznania życia prawdziwego, czyli o poznanie życia Jezusowego oraz o łaskę, bym Go naśladował.

Nie wystarczy Go znać, trzeba Go jeszcze naśladować, i o to prosimy.

Obraz II

„Wyobraź sobie złego przywódcę. Wyobraź sobie, jak wygłasza expose do złych duchów. Zanim wygłosi im mowę, wysyła każdego ze złych duchów do ludzi nie pomijając nikogo i daje im instrukcję działania. Jeśli poznamy instrukcję działania ZŁEGO w naszym życiu, to mamy siłę przeciwstawić się. Jego cel złego jest prosty – narzucanie na ludzi sieci i łańcuchów. W jaki sposób złe duchy na nas te sieci narzucają. Prośmy o łaskę rozeznania. Dzięki Słowu Bożemu możemy ten sposób rozpoznać.”

( źródło: notatnik z nauk rekolekcyjnych podczas II tygodnia ĆD, Gdynia 2009)

 

 

II tydzień rekolekcji ignacjańskich, lipiec 2009

Medytacja „Dwa sztandary”*  / wprowadzenie

CEL: sprawdzić czy sposób rozpoznawania Jezusa jest prawdziwy

 

MEDYTACJA

OBRAZ:

Pierwszy sztandar – Jezusowy.

Pojawił się wizerunek Jezusa z poprzedniej medytacji o chrzcie, gdy mówił do mnie „Pójdź za Mną”.

Ale pod drugim sztandarem, należącym do złego, także stał Jezus.

Przelękłam się. Było jak w moim życiu, znów stałam POMIĘDZY, między dobrem a innym dobrem, nie wiedząc, w którą stronę pójść.

Drugi Jezus zachęcał uśmiechem i jakby mówił: „Chodź tu, tu będzie ci dobrze…”

Próbowałam dostrzec między nimi różnicę. Na pierwszy rzut oka byli tacy sami.

Jednak pierwszy Jezus (ten bardzo bliski z poprzedniej medytacji)  był cichy. Patrzył tylko na mnie. Jego wzrok… Wzrok, przed którym nie można się ukryć, który cię zna…  nie naruszając jednocześnie twojej prywatności i godności. To wzrok kogoś bardzo bliskiego. Wzrok pełen szacunku.

Ten Jezus niczego nie narzucał, nie nawoływał. Pociągał od środka. Jakby mówił: Wiem, kim jesteś. Kocham Cię. NICZEGO NIE MUSISZ.

Gdy podeszłam do drugiego Jezusa, ten bardzo się ucieszył. Bez słów „pogratulował” dobrego wyboru, poklepując z uśmiechem po plecach. Objął mnie.  Zaczął ze mną rozmawiać. Pytał o samopoczucie, moje sprawy. Był przyjacielski i bardzo miły. Drażnił mnie tym.

Coś we mnie mówiło: „Wcale jeszcze nie wiem, co zrobię, nie bądź taki pewny siebie.”

Właściwie nie miałam powodów, żeby być poirytowaną. Czułam jedynie, że ten ktoś bardzo subtelnie mnie ogranicza, że chce nade mną panować. Że chce mnie zmanipulować.

Po drugiej stronie było tylko milczenie i te oczy. Nic poza tym. I jakaś wielka godność tej postaci, która niczego nie oczekuje. Piękna i pociągająca wolność (cicha).

Ja niczego nie chcę, nie potrzebuję.

/Co jednocześnie nie brzmiało jak „ciebie nie potrzebuję”...

Jakby „chcę Ciebie dla Ciebie.. Kocham./

 

(…)


DWA SZTANDARY, powtórka medytacji

Cel – poznać jeszcze lepiej sposoby działania złego w moim życiu, jeszcze lepiej odróżniać dobro od zła.

Prosiłam Jezusa, by  mi pomógł odróżniać prawdę od fałszu – prawdziwego Jezusa od Jego sobowtóra.

Jezu, ja wiem, o co chodzi… ale ciągle wątpię. Boję się iść z „tym” głosem. Boję się, że kogoś skrzywdzę, że będę egoistką,  że to jest złe, nieczyste, niechrześcijańskie.

Boję się. To takie piękne, że boję się, że nieprawdziwe.

Daj mi lepiej poznać.

Daj mi lepiej wejść w ten obraz, poznać pułapkę.

***

Zobaczyłam teraz inny obraz.

Był tylko jeden sztandar! Sztandar „JEZUS JEST PANEM!”.

Znajdowałam się na dziedzińcu kościoła p.w. X. Było po zmroku, gdyż było już ciemno. Grupa roześmianych osób stała z Jezusem przed wejściem do kościoła. Stali na schodach.

Gdy podeszłam do nich wchodząc po stopniach (stali trochę wyżej, patrzyłam na nich z dołu):

Czy mogę się przyłączyć? – spytałam.

Jasne! Super, że jesteś!

Wchodzę więc dalej, lecz słyszę:

Masz bilet wstępu?

Nie mam… Co mam zrobić, żeby dostać bilet wstępu i przyłączyć się do was?

Zostaw wszystko, co posiadasz.

Zrobiło mi się smutno… Znów te słowa, zawsze budziły we mnie lęk.

Smutek zmieszał się z poczuciem winy. „No tak, jesteś jak ten młodzieniec, któremu szkoda było zostawić majątku, by pójść za Jezusem.”

Mimo smutku czułam jednak opór. Niepokój. Taki jak zawsze, gdy słyszałam te słowa i ich nawoływanie. Rozumiałam (słyszałam) je inaczej, niż próbowano je tłumaczyć. To, co usłyszałam, znów zabolało tak, jakby ktoś próbował pozbawić mnie mnie samej.

Spojrzałam w lewo.

W dali za kościołem był dzień. Zobaczyłam krajobraz. Jezioro, drzewa, woda, tatarak… Przestrzeń i światło. Słońce świeciło z zachodu na zielone drzewa, które robiły się pomarańczowe. Pachniało latem, rzeką… Ale nie było tam nikogo.

Pomyślałam: „Znów pusty krajobraz jak tamten, gdy spojrzałam za siebie na drugi brzeg Jordanu…”

Głos:

„Ten pejzaż jest zupełnie inny. Jest piękny. Jasny”.

„Co z tego, że jest piękny, jeśli Jego tam nie ma”- pomyślałam.

– A co jeśli się nie zdecyduję? Jeśli pójdę w tamtą stronę? – zwróciłam się do ludzi ze sztandarem wskazując na dal za kościołem.

-Nic. Jesteś wolna. Twoja decyzja.

Niby ok. Ale brzmiało to tak…Sucho? obojętnie? wyniośle? Jak wzruszenie ramionami. „Ok”.

Zrobiło mi się jeszcze smutniej : „No tak. Jestem wolna. Jezus mnie do niczego nie zmusza.”

Jednak zapał, by się do nich przyłączyć, jakoś mi minął. Czułam pustkę, samotność, poczucie straty i smutek… Jak w moim życiu, gdy staję POMIĘDZY jednym a drugim wyborem.

Czy Ty Jezu naprawdę nie chcesz, bym tam poszła? Czy nie tam jest moje miejsce?

CISZA.

Stał za ich plecami. Nie odzywał się. Właściwie ledwo Go było widać zza gromady. Nasze oczy jednak spotkały się na moment. Jego oczy jak zwykle były poważne…Głębokie.

Wybrałam słoneczny krajobraz. Odeszłam od Jezusa i Jego ludzi.

                                                                  ***

Jestem nad rzeką, na kładce.

Czuję żal, ale nie płaczę. Myślę o Nim. Nie mogę odeprzeć tęsknoty, której nigdy nie mogłam odeprzeć.

Co z tego, że tu jest tak pięknie… Nie umiem się tym cieszyć – mówię w myślach do tego, którego  przy mnie nie ma.

Nagle słyszę za sobą odgłos stąpania po kładce. Odwracam się.

 

Cieszę się, że jesteś. Czekałem na Ciebie.

 

To był Jezus.